Era katastrof.
Moje marzenie też roztrzaskało się przy lądowaniu . W gęstej mgle , właściwie nie wiadomo dokąd pędząc...
Chronologia wydarzeń też jest nieco zaburzona. Grałem w pokera , ostatni wpis kończyłem notką o turnieju. Wygrałem , wygrałem jeszcze 2 i 2 razy byłem w kasie . Co z tego , gdy szarżowałem mocno , opłaciłem sobie wszyskto , zostawiłem trochę lecz...
Nastał piątek. Przebudzenie , wiem że dzisiaj jest jeden z tych ważniejszych dni , gdy razem ze wschodem słońca wzlatuje ta moneta , a księżyc oświadcza z powagą werdykt.
Wstałem o 8 rano , z emocji , zaplanowana adrenalina. Do sklepu , nakupiłem produktów spozywczych. DO domu , przebrałem się i ogarnąłem , pogadałem ze sliczną Francuzką , która nocowała u nas jedną noc przed powrotem do Lyonu . Była strasznie wykręcona , mówiła że marzy o byciu strażakiem i różne przygody. Fajna dziewczyna , na pożegnanie życzyła mi szczęścia.
I nawet Fejsbuk ocenił moje szczęście na 79% ... jedyny raz takie gówno. Kasyno. Droga do niego do końca życia zostanie w mojej głowie , ale tego nie przetłumaczę , ciężar który miałem na sobie i walkę wszystkiego jest nie do ekspresji. Wiedziałem , że ten dzień to dziisaj , jedna albo druga strona. Wóz albo przewód, całe napiecie , chciało mi się wymiotować , a fajkę odpalałem od fajki. Usiadłem , uspokoiłem się totalnie. 2 ręka na Cashu 1/2 $ AJ , trafiam flopa J high i do końca sprawdzam bety jakiegoś pana starszego. AA , zostaje mi 20$. Tragedia , powracam do żywych cierpliwą grą. Właściwie to bez gry , raz trafaim i się potrajam , gram w tym momencie 3 rozdania tego dnia gdy trafiam tripsa j high i przegrywam ze stritem wszystko co miałem. Uśmiecham się nerwowo , wychodze z kasyna. Potok myśli , jak na filmie , dramat i komizm. Zbieram się w sobie choć chce mi się płakać co za gówno. Idę do domu , uspokajam się , szkoła , żegnają mnie życzliwie. Rosjanka Masza wybiega za mną i mi daje adres żebym ją znalazł koniecznie ... Kierunek jaki ? Oczywisćie , turniej 77$. 2 ręka turnieju , kk , typi który w pierwszej już zrobił pusha bez sensu , napierdala , ja go z niesmakiem sprawdzam do końca , oczywiście trafił gutshota i to jest mój koniec , bo się stackowałem. Co teraz ? Wpadam w szał. Lekcja polskiego dla moich oponentów , patrzą zdziwieni , wychodzę. Wbiegam do domu z rozpaczą , dzwonię do lotu , chcę przebukować swoje bilety na jaknajprędzej. Nie potrafią mnie zrozumieć , nikt nic nie wie , wkurwiam się do tego stopnia że mówię basta. Dzwonię do szefa malarza , mówi że nie ma problemu. i jestem ocalony. Z Tibo uzgadniam że pożyczy mi kasę , że nie ma problemu. Ocalony. I trzecia decyzja o powrocie do jazzu. Zagrałem w tym dniu 4 pokerowe ręce, 1 wygrałem. Podjąłem 3 decyzje ostateczne , zostaję , walczę , palę. Wszystkie dobre.
Od tego czasu jakoś czas leci. Pracuję po 10 godzin nawet. Mam w głowie zajebisty esej o wydarzeniach mainstreamowych ,ale nie chce mi się go pisać teraz.
Pozdrawiam wszystkich , walkę trzeba prowadzić aż do konca