Dalej walczę. Zostało mi 5 tygodni , powoli wychodzimy na ostatnią prostą , zbliżają się najpoważniejsze rozstrzygnięcia. Bo nie jest lekko , jak Roma z dna i mrocznych czeluści systematycznie pnę się w górę. Od czasu gdy byłem bezrobotny i nie miałem nic , przez 2 miesiące sumiennej pracy i zapierdalania do teraz. Znów bezrobocie. Miała być Cannbera , nie ma Cannbery , definitywnie raczej . A wszystko dlaczego ? Bo postanowiłem że cała ta bajka to lekcja dla polskich dzieci , o tym że warto iść za swoją wolą choćby w największe zasieki. Można płakać , można się miotać , ważne by iść. Przedarłem się do końcowej fazy opowieści. Nie mam roboty , kolejny raz moja brawura i odważnie głupie decyzje doprowadziły mnie do stanu pasywnego trwania. Ale tylko rankami. Potem jest szkoła , albo jak w ostatnich dniach częściej bywa , potem jest poker. Bo to jemu oddałem swój byt aktualnie . Wypada tutaj streścić moją sytuację materialną. Nie jest dramatycznie , mam pieniądze , ale jeśli miałbym przetrwać za to co mam , byłaby to trochę wegetacja , bo trzeba podzielić to przez 35dni , gdzie same fajki dziennie to 10 $ , jeszcze rent za 3 tygodnie czyli 400$ ... Nie warto się mordować. Więc to też trochę lekcja o miłości , o pasji , o chorym marzeniu. Narazie po podjęciu tej decyzji miałem dramatyczne przeżycia pierwszego dnia , gdzie spłynąłem - 100$ na początku , było fatalnie mimo średnio-dobrej gry. Zrobiłem przerwe 30 minutową , postanowiłem podjąć rękawicę jeszcze raz . Zmieniłem gry z turniejów w których jestem zdecydowanie lepszy na cash game , gdzie jednak mniejsza przewaga skilla daje każdorazowo mimo wszystko większe profity . Generalnie to grałem kapitalnie , nie popełniłem przez 3 godziny najmniejszego błędu , wcale nie mając super kart czy szczęscia , zmasakrowałem wszystkich regów i prosów lokalnych tego dnia , oprócz pieniędzy , bo zakończyłem + 200 $ dzień to mam teraz olbrzymi luz w poczynaniach , wieczny uśmiech , żartuję po angielsku gdzie niedawno byłem tak zakompleksiony że bałem się raisować momentami , no i wiedzą że jestem od nich lepszy , to największa satysfakcja. Oprócz graczy dobrych , bo tacy tam rezydują , przewija się dziennie mnóstwo rybek , dawców . Z nimi jest trochę mniej wygodnie , po prostu trzeba liczyć na to ev+ tu i teraz.
Nie chcę zamienić tego w blog pokerowy , ale to wypełnia mój czas , moją głowę , cóż począć... Życie w tym klubie gdzie teraz ciągle siedzę to swego rodzaju filmowa sceneria. Siedzisz 10 godzin i nie wiesz gdzie ten czas przepadł. Pije się cały czas piwo , pali fajki na zewnątrz , rozmawia z ludźmi z całego świata i przytakuje , że w Polsce mamy hot cziksy. Ostatnio miałem przy stole pana biznesmena , który szydził cały czas z mojej polskości i szeroko pojętym braku sukcesów polaków , skończył grubo na minus i na mega tilcie. Ja się dalej śmiałem.
Poza tym trochę żyję , w środę grałem tak ostro , wczoraj króciótka sesja 50 minut i zysk 4 dolary po odjęciu raku , czyli 8 bb , śmieszne to , jak na internecie trochę . Potem z Francuzami na nightclubbing się wybrałem , było bardzo zabawnie , zwiedziliśmy pół Sydney w poszukiwaniu jakiejś dobrej imprezy , w końcu wylądowaliśmy w pubie gdzie był koncert bandu miejscowego. Bardzo przyjemna sprawa , za darmo wejściówki , ludzie się bawią , skaczą , muzyka bardzo fajna i jak porównam to nawet z koncertami w Kontrabandzie czy też K10 to aż mi się wracać odechciewa. Ale co tam , miłości się nie zrozumie , wracam i dalej jestem niecierpliwy. Następne dni będą dla mnie testem , jeśli nie uda się osiągnąć zysku to będę zmuszony poszukać jakiejś pracy na kilka dni. Ale ogólnie to bez stresu , jeśli się uda idę do kasyna i grinduję po blindach w przyszły piątek , łowić to mój cel. No i jestem na detoksie cały tydzień !
----
I dalej
To co się wydarzyło jest takie śmieszne. Szkoła , nuda , wybieram karty. Wbijam , turniej o 7 , cashgame zaczyna się o 9. No przecież nie wysiedzę. Gram. I gram jak natchniony , powinienem dostać po tym występie propozycje z jakiegoś pro teamu . Dostałem tylko po dupie.
Więc od początku , sqiuzzuję , 3 betuje preflop , 4 bet shove bluffy , wszystko , gram pokera totalnego , power poker , zdominowałem swój stół do tego stopnia , że z 10 osób zostały 4 a ja miałem z początkowego stacka 10k - 60 k. Przy tym dostawałem propsy takie że aż się rumieniłem . Nikt nie chciał ze mną wchodzić w rozdanie i az musiałem stwierdzić "wtf , i'm polish , you shouldn't respect me ..." czym wzbudzam jeszcze większą sympatię.
Jestem podekscytowany i myślę jak to zajebiście los mnie wynagradza za szeroko pojętą odwagę , szaleństwo i umiejętną grę. W końcu ? Przesadzają mnie. Trafiam do stołu z lokalnymi regami. Starsze typki , znają się na wylot i sobie stawiają drinki. Już czuję gówno. Pierwsza łapa na tym stole , 88 , utg bet do 4 , raise na jego pusha do 16 , za mną diller się budzi i się wsuwa , i call od utg , już wiem że jestem w piździe. Nie jestem typem gracza któremu 2 outy wypadają. Dalej jedziemy. Typi z UTG wygrywa , przy tym zaczynają mnie obrażać. Dla tych co niespecjalnie ogarniają slang pokerowy który tutaj stosuję - zagrałem bardzo agresywnie i szerokopojęty overplay to był , ale zgodnie z moją strategią i matematyką to miało ręce i nogi , chciałem przejąć od początku inicjatywe i kontynuwać swoją dominację. Przegrałem coinflipa na AK w sumie , nic specjalnego. Tylko że zaczyna się w tym momencie nagonka na moją osobę , szczególnie koleś który wygrywa pulę wpada w ekstaze dziką , kupuje wszystkim poza mną piwo przy stoliku , ja się tylko śmieję mu w oczy , bo wiem jak takie błazny kończą. Następna ręka , kq. Openbeta robię , ten sam typi mnie raisuje potężnie do 10k. WTF ? Call , flop jakiś gówniany , a on robi insta all-in. Zrzucam się na luzaku. Znów mnie ciupią. Potem elminuję dwa shortstacki. Próbuję kraść kilka razy pulę , udaje się , szczególnie jedna z liderem tego burdelu , aj mam , re-raise z mojej strony preflop i jego call , 245 flop i check/shove gram do jego betu dziwnego , zrzuca się zbulwersowany , pokazuję. Wyzywa mnie od dickheada i że nie mam pojęcia o tej grze. Śmieję się od ucha do ucha , wkurwiam ich jak mogę mimo że to trochę nierozsądne. Stwierdza że mnie będzie sprawdzał ze wszystkim do końca. I przychodzi kres tej nocy. KQs na bigblindzie. 3 limpy do mnie , raise do 4 bb , 3 calle. Czuję że coś w stylu spisku. Jeszcz ewychodziłem na fajkę wcześniej , może się dogadali , a może nie musieli. 9 7 5 , check od sb , ja 7 k , fold , fold , raise do 19 k dostaję , mi się gwiazdor włącza i bardzo odważne , ciut szalone ale jak to wyliczyłem na spokojnie trochę sensowne do linni którą prezentowalem shove za 42k i koleś który ma mniej więcej tyle samo co ja. Starszy typi , nie wie co jest grane , głupi taki. Pokazuje karty siedzącemu koło niemu królowi cyganów , on namawia go do calla , wszyscy krzyczą call , i jest call , na co ja sie tylko śmieję , nic nie wypada , wstaję przy ogólnej gwarze. Nigdy przy pokerze tak się nie czułem w sumie , to trochę chore. Z bandą złego nie wygram. Odpadłem 11/45 w turnieju za 77 , 3150 pula , czyli 1500 do wyciągnięcia było za pierwsze miejsce. Szkoda że w kartach nic się nie należy...