Chciałbym teraz zamieścić czarnobiały film albo chociaż zbiór nigdy niezrobionych zdjęć co mi migotają. Mój coraz bardziej syfiasty imidż , ogoliłem się , ruszam , poker , odpadam 6 na 18 , zła gra , mcdonald , bigmack powiększony , klasyka , frytki chowam do torby a cole zostawiam w tunelu na dworcu. Tamtejsi grajkowie zakłócają swoimi błaganiami muzykę , designer drugs cały set ponadgodzinny , ta muzyka też jest brudna i trochę kiczowata , pasuje. Pociąg , robi sie ciemno , ludzie patrzą na siebie wrogo , stacja , przechodzę , pożera mój bilet studencki który na złość kupuję. Bo wciąż się gniewam. Lampi się na mnie chłopek od kontroli tych automatów , na jaskrawym tle ,te żarówki to szczurza tortur , tak , ta paranoarmalna aura to cała treść. Mury metra w surowym stanie. I szyby które służą za lustra ,podróżni wolą patrzeć na swoje własne odbicie niż na szczury. Wychodzę , odpalam fajkę żeby wyglądać jeszcze bardziej nieprzyjaźnie , wszyscy kochamy gierki psychologiczne i quizy na fejsbuku.
Kupuję butlę whiskey , dbam o imidż i nie chcę się wbijać na żyda. Witają mnie przyjaźnie , brazylijczyk Guga pyta się czy jestem dj-em a ja głupiec zapominam kłamać. Pijemy , te słowo należy wręcz wyrecytować , w szalenie desperackim tonie , pośpiesznym szepcie. Tak to wygląda , śpieszymy się. Przychodza jacyś ludzie coraz to nowi , to takie zabawne , nawet murzynka najprawdziwsza i nie gruba tylko copy/paste i najbardziej porno teledyski. Z Detroid , szaleństwo. I błąd w mojej głowie zaczyna hamować cały mechanizm cogito ergo sum , bagno zaczyna mnei wciągać , widzę coraz mniej i budzę się o 4 rano na tapczanie. Mam rozwalone kolano , spodnie całe ujebane , długie spodnie czyli je chyba przebrałem , w krótki do klubu nie wpuszczają. Mówią mi że koniec imprezy i do domu. Nawet nie staram się dyskutować , idę na autobus , kupuję fajki , nie zdając sobie sprawy jak zniszczony i pokiereszowany jestem. Śpię na przystanku , jedzie autobus , budzę się , kierowca mi mówi że nie ten kierunek i na pociąg. Pociąg za 40 minut pierwszy , śpię na dworcu , budzę się a stoi jakiś pociąg , nie mam pojęcia czy to ten na który czekałem , jadę , śpię , wysiadam jakimś cudem na centralu , dochodzę do domu , śpię , budzę się i śpię . Potem smutny ceremoniał powracania do żywych i wszystkie misteria , ostatnie pytanie wieczoru niezapomnianego pogrywając na słowach lutni , skąd mam dowód Krystiana ***** , wydany przez burmistrza miasta świebodzice , no skąd , jak to możliwe że to było w moim portfelu ?
Jak widać mam dość sporo pytań , siedzę i myślę. Czy to nie jest arytzm życia ?
Myślę nad studiami też , coraz bardziej mnie kusi żeby podjąć ryzyko i spróbować się dostać an międzywydziałowe studia humanistyczne czy jak to się nazywa . No i kurs na barmana chcę zrobić , to byłby taki harnes który stanowił cały mój spadochron nad przepaściami za czasów malowania. Najlepsze idee przetrwają.