Set the controls for the heart of the sun.
Jak wszystko potrafi się z larwy przekształcić w motyla , wzlecieć po nic i donikąd , z jedyną nadzieją trwania.
Ostatni wpis był jedną z moich skrajności , każdy ma chwile gdy klęka. Pracuję przede wszystkim na kolanach , to takie śmieszne. Obliguje mnie to do założenia rodziny i posiadania kochających wnuczków , które będą w stanie mnie prowadzić. O tak. Dalej maluję i mam się dobrze , nastąpił jakiś cud i przestałem pierdolić wszystko czego bym nie dotknął. Pierdolić w sensie psuja , nie ch...
Sobota budzę się , nie pracujemy , słońce , łapię oddech. Wybywam z Francuzem Thibaud - Tibo na Cogee beach , tak to się chyba pisze. Jeszcze jego ziomek , Arno , Francuz z Reunion co jest już totalnym surrealem , jest w dodatku żołnierzem który steruje bezzałogowymi samolotami rozpoznawczymi... Chyba nikt nigdy nie przebije surrealizmu tej postaci. Pijemy na plaży , na piasku , noc , siedzimy w 3 i język angielski w naszych żyłach z Jim Beamem , starym dobrym Jim Beamem. Atmosfera super , każdy coś opowiada , Ocean , niebo , taka bajkowa atmosfera. Ruszamy na imprezę , wraz z ich jakimiś znajomymi , dziwni ludzie z całego świata . Jeden lider , najbardziej stargany alkoholem Brazylijczyk "Bomba". Dlaczego zapytasz ? Bo ma bombe wytatuowaną na brzuchu , tylko bombę , gdy pokazywał różnym ozyjskim dziewczętą napotkanym przypakowo spotykał się z całkiem uzasadnionymi opiniami " the worst tatoo i've ever seen ! " i się wszyscy cieszą.
Chcemy wejść na Brazylijską imprezę w celu wiadomym , aczkolwiek kapitan Bomba nie przechodzi selekcji. Zmieniamy kierunek na miasto. W autokarze siadam na końcu , koło jakiś dzieciaków. Zaczynają do mnie gadać po angielsku a ja pierwszy nativ speaker i opowiadam im historię Polski i mimo że na 100% nie wiedza gdzie to jest to i tak mówią że cool. Przy okazji pytam się o weed , miła niespodzianka . Moje mieszkanie , towarzystwo rozrzedzone do moich początkowych druchów , z Tibo palimy do 4 30 , Arno nie może bo ma testy w armii i się boi . Robię starą dobrą szopkę w swoim stylu , super atmosfera , Arno idzie , to siedzę z roommatem moim do usranej . Różna kosmiczne rzeczy się dzieją , pokazuje mi cannabis cup we Francji i tłumaczy wywiady z ludźmi , pokazuje mi koncerty jego zespołu , fajny klimat przy dobrej muzyce. No i nagle coś zaczął czytać , ja sobie pływam w głowie , stop klatka ze słowem jego "ooo fuck !" . I mi czyta że jego prababka 102 letnia zmarła , wybuchamy przy tym tak chorym śmiechem , powinni to umieścić na jakimś materiale o zdegenerowanych ćpunach... Więc rozmawiamy o życiu. Idzie spać , rozmawiam z Polską , budzę się , jest 8 10 , Roma kończy mecz z Milanem , oglądam z niedowierzaniem jak można grać taki antyfutbol w takim meczu , no trudno , budzę się o 15 potem , idę na pokera , przegrywam , najgorszy poker w moim życiu , bardzo , bardzo słabo gram , aż mi wstyd teraz tam iść , może to i dobrze. Bo mam postanowienia !
Zbieram hajs teraz twardo , pracuję zawzięcie i z oddaniem . Oszczędzam , wszystko w imię Polski i pokera. Chcę się wpłacić po powrocie za dość duże pieniądze , spróbować profesjonalizmu grająć tylko i wyłacznie Heads-upy online , myślę że to może być jakiś przełom w moim życiu , tak samo duży jak ta podróż chora. Bo jednak teraz odkryłem , jak wiele mnie nauczyła , zmieniła , wyrzeźbiła , już nie jestem lamusem który nie je bo mu się nie chce gotować ...
Mam plan wyjazdu do Cannbery po ukończeniu kursu na 3 tygodnie jakoś , tylko w celach pracy i zarobku , możliwości naprawdę wyglądają fantastycznie , zobaczymy co z tego wyjdzie , ale przy pracy 12 godzin dziennie z moich wyliczeń wynika 700 zł min. dziennie , to dość wymowne. Skręcanie biurek i mebli , lajt w porównaniu do walki z pędzlem , słońcem i 50 metrowymi przepaścami ... Więc w sumie trochę się uspokoiłem , złapałem oddech , minąłem półmetek , spotkałem superludzi , bo z Francuzem cały czas kontynuuję przyjazne stosunki i nawet planuję w wakacje jechać na węgry z jego ekipą kampervanem na jakiś festival muzyczny , na to też zbieram w sumie już teraz , wszystko jest poważne i bez kitu . No i dżeziwo gra czasami , odbilem się od dna , 52 dni a właściwie to już 51 , prawie jak chwila .
"Dzień dobry mego życia zenit.
Czasem wierze, że jeszcze zdążę być każdym.
Przemierzę oceany, zdobędę najwyższe maszty.
Chcę dotrzeć tam gdzie świecą ostatnie gwiazdy.
Wydłużać czas niczym minuty niby jazdy... "