Znów kusi mnie by wprowadzić nieco paranormalny klimat.
Bajka o prawie archimedesa , tęsknocie i reportaż z mojej bitwy.
Eureka. Wenwętrzna presja , ciśnienie wypluwające na świat utęsknione choć nigdy wcześniej nieodkryte.
Imaginacja. Kiedyś mówiliśmy o pustyni , ziarnach piachu co w największej lipie zdawały się błyszczeć jak złoto , ostatni cukier padołu. Perłach które z niego powstają , diamentach , materii pewnej , twardej , ostrej , tnącej ten świat niczym żyletka , przeobrażające kontur tego pojebanego komiksu na szeroko pojętą rzeczywistość.
Prawo Archimedesa. Gdy wszystko jest oceanem. We're just two lost souls swimming in a fish bowl... Ciężar. Jestem nieco zgniłym wrakiem , koroną dna , jestem nieco topielcem wciąż pchanym go góry. Zdany na prawo ciążenia. "Odnaleziono ją , ale co ? Wieczność. Ona jest morzem co się łączy ze słońcem". Jego durnowata hipnoza , może to bożek hipnotyzuje nas swoim tanim , pozłacanym jojo ?
Znów dorywa mnie cykliczność. A coraz bardziej czuję ten parszywy brak , z logicznego punktu widzenia nie może brakować bardziej , paranormalność . Tęsknię , rozpierdalam się jak przedawniona łza o gładkie lustro Pacyfiku , nie ma fal , nie ma surfowania. I tak do końca nie wiem co dalej , najprędzej zamienię się w oleistą plamę , skazę dla całej natury , jak skazą jest to , że gdy mam mieć dwa dni z rzędu w jednakowym rytmie czuję dysharmonię.
Bo nawet w klockach lego nigdy nie miałem planu , szukałem nienazwanych kombinacji . Teraz ? Uczynili mnie klawiszem organów na których grają litanie ku wolności. Ostatni byłem tak zabawnie wysoko. A dziś znów się boję robić to co kocham , znów ulegam racjonalnym prawom rynku , konsumpcji , fast food , fast live. Chociaż żyj pięknie umieraj młodo , nie tak sobie dziergaliśmy na marginesach marzeń ? Dwa minusy. I nie rozbawiaj mnie idiotycznym skojarzeniem o plusie , to wcale nie plus , prędzej krzyż.
Więc tęksnię , a gdy o tym piszę rozczulam się jeszcze bardziej. Więc koniec mojej filozofii , chciałem włączyć wyobraźnię , wystukać improwizacje jakąś , przypomnieć sobie tak wysokie loty jakie gwarantują tylko Polskie Linie Lotnicze.
Moja bitwa. Poniedziałek , wegetacja , szkoła , poszedłem grać casha po niej , paranoja , już nie wiem czy naprawdę kompletnie nie radzę sobię z tą odmianą pokera , czy mam takiego przejebanego pecha , w sumie po trzeźwej analizie byłem dwa razy w dupie przez nieszczęście , ale mogłem się ostatecznie katapultować z rozdania a chciałem być hero. Fail. Wtorek-wczoraj. Dogadany już jestem z szef , jest robota od dziś-środy , przelewa mi pieniądze , totalny chillout , szkoła , wracam , nagle flatmatesi postanawiają proponują piwo i tak siedzimy do pierwszej w nocy , są zajebiście wyluzowani generalnie , następny trip robię do ameryki południowej . Pada temat zielonych wykrętów , cieszą się że mam iść do Aborygenów z sąsiedztwa , podobno serwują lokalne przysmaki w bletkach non stop .
Różne śmieszne historie generalnie opowiadają , uczę się języków , wiecie skąd się wzieło picza określenie ? Po węgiersku to pipa zdrobniała nasza. Różne takie ciekawostki generalnie.
Dziś. Pobudka po nieprzespanej nocy , zaczyna się już totalnie bzdurnie . Jadę malować , przy okazji to mój pierwszy kontakt z stuffem typu Harbour Bridge i inne ikony tego kraju. Aparatamentowiec na 16 pięter , który ma 8 z nich w katakumbach. Cena najtańszego , 40 metrów - 500 tys. $ czyli jakieś 1. 200 000 zł , najdroższego , 180 metrów 4.500 000 dolców czyli pod 12 kafli grubych. No. Rozbijamy się na dachu , fajny widok na zatokę , przekonuję się że nia mam lęku wysokości , że nikt by go nie miał w takich okolicznościach. Coś tam świrujemy , ale jeszcze nie malowaliśmy ścian , tylko dach , skaczę sobię radośnie po tarasach tam umieszczonych , na dniach zaczniemy pracę na platformach które niczym łodzie wikingów w wesołym mieście się bujają a my mamy malować , 50 metów na ziemią . A boję się zostać pokerzystą , totalna bzdura.
Kończę , jadę do szkoły ujebany farbą totalnie , prawdopodobnie jedyna szansa by zobaczyć mnie w białych pasemkach ... no i zaczyna się. Spostrzegam na mojej stacji brak biletu , zostawiłem go w pociagu albo inny chuj. Muszę go skasować w takich bramkach. No ale da radę je ominąć zwykle. Tym razem stoją konrolerzy. Pierwszy raz ich spotykam w Sydney , oni naprawdę istnieją ! Mówiłem sobie , a chuj tam , podejdę... Fail. Wielki skośnooki skurwiel wypisuje mi mandat na 200$ , jego mały , łysy kolega się cieszy że poland i Małysz i żebym nie był taki głupi i miał zamiar płacić ten mandat. Nie zapłacę. Nigdy więcej tego chujowego kraju ! Moja frustracja narasta z dnia na dzień.
I w sumie to jest cała historia , jestem wydymanym jajkiem , pustą świątynią pozbawioną życia . Archimedes , prawo ciążenia , Eureka , wish you were here , Picza , kurwa , putanario , minha querida , minha maconha , minha galera. Miss missing miss. Missed. Zacznę pisać wiersze po angielsku i kupię sobię aparatament , ktory teraz maluję , by mnie deportowali z tego kraju za mandat...