Warszawa przegłodzona i wymęczona. Wcale nie czekam powrotu.
Samolot w mgnieniu oka minął , pierwsza godzina przespana z ostatnich 35 . Nie jestem hardcorem.
Zdążyłem również oblać colą całe spodnie , prezentacja jakbym zlał się w gacie , aczkolwiek przyjąłem to spokojnie , bez żadnej reakcji , ot bad beat. Wyschły do przylotu.
No i Monachium. Trochę zagubiony i zdezorientowany ruszam z chaotycznym potokiem słów i kartko-biletem swym do pana z Lufthansy. Nieogarnięty bardziej ode mnie , ale na migi mi pokazał.
Dotarłem , przy okazji są mega-kanciapy smoke'n go w której i teraz przyszło mi bieździć.
Przy okazji spróbowałem załatwić tą sprawę co mnie nurtowała w Warszawie , ten brakujący puzzel.
Udało się , najpierw przy kontroli paszportowej przesłali mnie do Lufthansy , z Lufthansy urocza Niemka o największych oczach na świecie wytłumaczyła mi że jednak nie i R Czajna ma swoje prywatne jazzy i systemy komputerowe.
Miałem jeszcze spróbować przy bramce. No i udało się ! Kolejna przedstawicielka Lufthansy o powalającej urodzie , czułem , że coś jest nie tak , patrzę na jej nazwisko na plakietce i jakieś Chariakoglu... Przecież to sprawa narodowa ! Bronić
urodny polskich dziewczyn ... Niemka też mnie odprawiła. Taka klasyczna. W Bawarskim stroju powinna być i jako gadżet tace z 10 kuflami piwa dzierżyć. Z takimi kobietami nie dało rady stworzy rasy nadludzi...
Chińczycy ruszają się jak mrówki. Są przy tym dość ciekawym zjawiskiem do obserwacji...
Mam nadzieję pospać i wyczilować.
Nie mogę podpiąć się pod hotspota i to mnie boli.